wtorek, 16 kwietnia 2013


Był czas na przemeblowanie w życiu jak i w pokoju, udany remont podłogi i ten trochę mniej udany - uczuć. I przyszedł czas na wykorzystanie palców do pracy na klawiaturze nie tylko w celach przesuwania postaci w grze.


 Od września 2012 gram w nową grę Allods Online, z długimi przerwami, więc nie ma się co dziwić, że nie mam jeszcze max lvlu i nie biegam sobie na instancje, a wciąż ubijam mobki :/ Gra przypomina WoWa, jednak jest dużo bardziej przyjazna użytkownikowi od samego początku, łatwo ogarnąć co i jak sie robi i nie trzeba wgrywać żadnych dodatków typu QuestHepler.

 Wróciłam do oglądania pewnych seriali, które wcześniej zdążyły mi zbrzydnąć, a także obejrzałam wszelkie dostępne odcinki nowo wybranych seriali.

 
Niektóre seriale zakończyłam :( Na szczęście w pewnych przypadkach, choć trzeba czekać na kolejne sezony, to przynajmniej się one jeszcze pojawią i będzie można dalej zabijać czas wolny.
 Było także filmowo... Łoo filmowo to było najbardziej, filmowo to było megaintensywnie w poprzednim roku, były wieczory, że było się na dwóch filmach pod rząd w kinie. I ta różnorodność gatunkowa... A ostatniego Batmana (Dark Knight Rises) to widziałam 3 razy w kinie. Biletów nazbierałam, że się już ledwo mieszczą w swojej specjalnej bordowej kopercie :P
 A i Twilight z przyjaciółką zaliczony :D

Zimowe (i nie tylko) obżarstwo czekoladowe było (i jest)...


...to i trzeba było pomyśleć o rzeźbieniu sylwetki i od stycznia mam karnet na siłownię Pure w Silesii. Oczywiście karnet nie tylko posiadam, ale i jest używany od czasu do czasu, ostatnio coraz częściej, chociaż trzeba przyznać, że prysznicowanie się po ćwiczeniach na miejscu, a potem chodzenie w samym ręczniku boso po kafelkach (bo się klapki w torbie nie mieszczą!)
i przeziębianie się z tego względu, nie sprzyja częstotliwości pojawiania się na treningach :P

 Zimowa deprecha jeszcze trzyma, ale pocieszyć się można nieco wyższymi temperaturami, widokiem nieco bardziej odsłoniętych ciał, no i jakimś smakołykiem przy popołudniowej kawce (zbożowej) :D

sobota, 12 maja 2012

Black French

Dziś wreszcie robię sobie paznokcie po dłuższym czasie ich odpoczynku, czyli chyba jakieś 2 tygodnie nie były malowane.
Jakiś czas temu pisałam o moich nowych zakupach, wśród tych produktów był bezbarwny lakier Golden Rose ze złotym brokacikiem i gwiazdkami. Dziś użyję go, by zrobić francuski manicure z czarnymi końcówkami ozdobionymi tym właśnie lakierem.
Na razie przykleiłam paseczki do frencha i pomalowałam końcówki na czarno, użyłam do tego lakieru Miss Sporty Lasting Colour.


Używałam go do tej pory kilka razy, zwykle na końcówki i raz na całe paznokcie, dobrze się rozprowadza, nie należy robić zbyt szybkich, mocnych pociągnięć, bo mogą zostać smugi, choć lakier bardzo dobrze zlewa się ze sobą, na całe paznokcie polecam więcej niż jedną warstwę.


Po odczekaniu powiedzmy ok.10 minut, tak dla pewności by wysechł dobrze lakier, odklejam paseczki.
Gdzieniegdzie lakier podpłynął pod paseczek, albo ubrudziły się skórki, nie wygląda to zbyt estetycznie, dlatego użyję korektora do lakieru.
Posiadam 4 korektory do lakieru:
2 z nich to starsze wersje korektora Oriflame, jeden to nowsza wersja tamtych  serii Oriflame Beauty, oraz posiadam jeden firmy Avon, którego już nigdy nie kupię, bo końcówka się robi waciakowa po jakimś czasie (wcale nie długim) użytkowania. Używam go do czerwonych lakierów, co widać po końcówce. Pozostałych do innych kolorów, których używam rzadko. Nowsza wersja oriflamowego, czyli ta z przezroczystym tyłem, posiadała tam wymienną końcówkę, którą już zamontowałam i używam do białego lakieru robiąc klasyczny french.
Końcówki można nasiąkać zmywaczem, jeśli podeschną.
Od razu lepiej. Ha, nawet na prawej (jestem praworęczna). Na razie wyrównałam pokrycie końcówek, ponieważ będę nakładać drugi lakier, którym mogą mi się machnąć skórki, dlatego później je zmyję korektorem.

I pomalowane:



Lakier śmierdzi jak klej, jest strasznie rzadki, jeśli chodzi o próbę złapania jakiejś gwiazdki i nałożenia widocznej ilości brokatu, a czarny lakier spod spodu jakby zszarzał pod warstwą kolejnego.
Jako, że nałożyłam grubszą warstwę brokatowego lakieru, użyję przyspieszacza wysychania, który jednocześnie wzmacnia warstwę lakieru. Pierwszy jaki do tej pory kupiłam – Oriflame, z nakraplaczem, takie podobno są najlepsze, nie rozmazuje się lakieru pędzelkiem, tylko spuszcza na paznokieć kropelkę preparatu.
Na wierzch oczywiście lakier nawierzchniowy, najlepiej nabłyszczający, ja używam utwardzaczy, które po prostu dają połysk. Posiadam 2 w tej chwili, z obu jestem zadowolona, choć po prostu bardziej mi się podoba zielony.

Niebieski to utwardzacz firmy Hean z odżywczą metioniną. A zielonego tak się składa, że trzymam opakowanie, bo na nim nic nie pisze:

Utwardzacze na paznokciach są bezbarwne, są bardzo rzadkie, więc się super rozprowadzają po płytce paznokcia i szybko schną.

A tu efekt końcowy:




Pozdrawiam

AAA!

Co za dzień! CO  ZA  DZIEÑ !
Wczorajszy dzień był niesamowity. Mój M. zapowiedział mi małą niespodziankę. Przyjechał do mnie, ale zanim wszedł do holu, kazał mi zamknąć oczy, poprowadził mnie za rękę do pokoju powtarzając „nie otwieraj oczu”. Stałam dłuższą chwilę słysząc szelest i pytając co robi:P W końcu mogłam otworzyć oczy, a na moim łóżku zobaczyłam siedzącą w rzędzie całą serię zwierzątek Big Headz, na które zbierając punkty trzeba wydać ponad 5 tys. zł. Tak oto: od teraz mieszkają ze mną: hipcio Hortens, żyrafa Fredzia, goryl Łoki, tygrys Karol, lew Gerwild i zebra, która jeszcze nie ma imienia.
Ale to nie wszystko, M. zapowiedział, że idziemy do kina i mamy za pół godziny odebrać rezerwację, a tu wrócił mój laptop odświeżony i trzeba było wiele wgrać, miałam wysłać posta i czasu nie ma. Rzuciłam wszystko, pobiegłam się ubrać i myślę o co chodzi z tym filmem, a M. mi powtarzał „tylko nie myśl, bo się zawsze domyślisz, rób swoje”. No to robiłam, pojechaliśmy do SCC i przy ostatnim skręcie tuż przed parkingiem mnie olśniło: „Jest maj! Wiem na co idziemy!”. Przy kasach miałam wskazać film i wskazałam prawidłowy seans, a chodziło o…The Avengers!!! AAA! Super film, aż się chce spojlerować:D
A potem knajpka i piwko, a jeszcze poszliśmy do Boba, gdzie w piątki jest karaoke, z nastawieniem, że posłuchamy, bo już się o północy nie wbijemy na listę utworów, a tu pustki, ludzie owszem siedzą, gadają, ale śpiewać za bardzo nie chcą, to zamówiliśmy po kilka utworów.
To był bardzo przyjemny wieczór i noc:)

wtorek, 8 maja 2012

Buuu!

Nieee! Zabrali mi goo!
Kilka tygodni życia bez laptopa :/

Komputer zaczął mi świrować i musiałam go oddać do serwisu - teraz nie będzie siedzenia z nim na łóżku, albo w kuchni przy obiedzie, grzebania w necie na leżąco, klikając tylko "dalej" albo kolejne ciuszki, nie będzie zasypiania przy nocnych rozmowach na GG :(

No ale od czego jest stacjonarny :D hihi :P

(tylko ta klawiatura :/ - już się do płaskiej przyzwyczaiłam)

niedziela, 22 kwietnia 2012

No i d…

 pupa! Chodzę po sklepach, pytam i nic! A konkretnie chodzi o top matujący na paznokcie. Czytałam pozytywne opinie o takim topie matującym, który można podobno kupić w drogerii Natura. W pobliżu mnie są 2, poszłam do jednej, pytam – „oj nie mamy, ale proszę sprawdzić w tej drugiej Naturze” – ok. idę do drugiej, a kobieta popatrzyła na mnie jak na kosmitkę, na półki i „eee nie mamy czegoś takiego”. Pytałam też w innych sklepach, ale nic, więc chyba pozostaje mi kupić na Allegro i dopłacić za przesyłkę.
Wybraliśmy się wczoraj z moim M. na spacer z czytaniem książki (swoją drogą cudownej książki, autora, który ma świetny, bardzo urzekający i działający niesamowicie na wyobraźnię styl pisania, jest to moja ulubiona książka pod tytułem „Marina”), przed wkroczeniem na parkowe pasaże wstąpiliśmy sobie na te handlowe, tam trafiliśmy na parę ciekawych sklepów, m.in. zoologiczny (iii zwierzątka!) i sklep Golden Rose.
O produktach Golden Rose, a głównie lakierach do paznokci, czytałam bardzo wiele na blogach i wynikało z tego, że są to bardzo dobre produkty, wręcz świetne niekiedy, także na widok tego sklepu ucieszyłam się niezmiernie (chociaż topu matującego nie posiadają). Następnie spędziliśmy tam z M. dobre pół godziny -  ja buszując w koszyczkach i przewracając wzrokiem każdy produkt na półkach, a M. przyglądając się z zaciekawieniem temu zjawisku ( czy też mnie samej:P).
W trakcie zwiedzania tego wcale nie dużego, aczkolwiek wypchanego po brzegi ładnymi opakowaniami i kolorowymi buteleczkami, sklepu, M. przekonał mnie, że jeśli coś mi się podoba, to mam sobie wziąć (bo nawet sam orientował się, że ceny są atrakcyjne), po czym sprezentował mi kilka produktów.

Wybrałam sobie 2 lakiery w promocji: jeden do malowania całych paznokci, a drugi zamierzam nakładać na białe końcówki we frenchu, bo ma brokacik i gwiazdki.
Do lakierów dobrałam sobie aplikatory do cieni, bo niedawno mi się kolejny rozpadł, puszek do pudru – wymarzony, upatrywany od dawna, jednak dopiero ten był wystarczająco puszysty i tani jak na zachciankę przystało.

Oprócz tego jeszcze klej do sztucznych rzęs, które posiadam już dłuższy czas, jednak kilkukrotne próby założenia ich spełzły na niczym i wyglądało na to, że to klej nie spełnia swojego zadania, natomiast ten podobno świetnie trzyma i obie z panią ekspedientką uznałyśmy za plus wąski aplikatorek tubki z klejem.
W związku z powyższym wyjście uznaję za udane w wielu aspektach:)

Pozdrawiam